autor
Magda
maybelline cienie

Nowe, różowe i śliczne! Cienie w nowej palecie Maybelline. Jak się sprawdziły u mnie?

Hej, dziewczyny.

Czy już o NIEJ wiecie?

I czy JĄ widziałyście?

Ja pokochałam JĄ od pierwszego spojrzenia.

Te odcienie, te kolory!

Zapałałam żądzą i nie czekałam długo, by ją spełnić.

Gdy tylko nowa paletka cieni Maybelline pojawiła się w drogeriach, natychmiast ją nabyłam.

A następnie zaszyłam się w łazience i przestałam istnieć dla świata. Na jakiś dwie godziny. A może cztery? Kto to wie, przy kosmetykach czasoprzestrzeń się zakrzywia ;D

Używałam jej przez dwa tygodnie, przy okazji różnych makijaży: od delikatnych i dziennych, przez nieco bardziej wyraziste na randkę aż po intensywne wieczorowe.

Mogę śmiało powiedzieć, że paletka okazała się sukcesem.

Cienie mają piękne barwy, które wspaniale wyglądają do piwnych i brązowych oczu. Pigmentacja jest całkiem w porządku… nie ma oczywiście porównania z liderami i na pewno daleko jej do Zoeva, The Balm czy Urban Decay, ale za taką kwotę i przy takiej przemyślanej kolorystyce – paletka sprawdza się doskonale. Cienie mają dobrą pigmentację, są dość miękkie i mają kremową konsystencję. Nie osypują się w ciągu dnia i praktycznie wytrzymują cały dzień na powiekach. Nie używałam ich nigdy bez bazy pod cienie, ponieważ według mnie każde, nawet najlepsze cienie świata jej potrzebują. Dobra baza nie tylko przedłuża trwałość cieni, ale również pozwala uwydatnić ich piękny kolor.

Paletka Blushed Nudes od Maybelline nie odbiega designem od swojej poprzedniczki, czyli tradycyjnych „nudziaków”. Ma ona plastikowe pudełeczko, bez lusterka i z szybką przez którą widać wyraźnie kolory cieni. The Blushed Nudes określiłabym mianem „rumianych nudziaków”, ponieważ delikatne odcienie różu, zostały uzupełnione o ciemniejsze kolory (wśród nich iskrzący brąz, grafit i fiolet), oraz jeden biały, a dokładniej: waniliowy dla wykończenia makijażu. Cienie są pogrupowane w paletce tak, że możecie ich używać parami (w wersji duo), lub stworzyć profesjonalny makijaż bazując na czterech cieniach (mamy zestawione kolorystycznie 3 poczwórne paletki cieni). Paletka Maybelline przypomina kolorystyką Urban Decay, lecz uzupełniona została o szarości i odcienie starego złota. Moim zdaniem jest o wiele bardziej przemyślana i oferuje więcej możliwości.

Cienie Blushed Nudes są idealne na lato – ja wciąż odkrywam ich możliwości. Jestem zakochana szczególnie w perłowym, jasnym, nieco przybrudzonym beżu, oraz matowym, zgaszonym, brudnym różu. Paletka nadaje się w zupełności do stworzenia całego pełnego makijażu i nie musimy jej uzupełniać o dodatkowe kolory.

Moim zdaniem: rewelacja!

Dwie rady na koniec:

  1. Bez dobrej bazy pod cienie nawet nie zbliżajcie się do Blushed Nudes.
  2. Aplikator dołączony do paletki jest oczywiście pomyłką i możecie go od razu wyrzucić. Blushed Nudes wymagają dobrej jakości pędzelka.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *